Kłodzińska Anna – Nietoperze – Trzecia seta 49

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Nietoperze
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1985
  • Nakład: 200000
  • Recenzent: Jan Bielicki
  • Broń tej serii: Trzecia seta

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

ARCHIPELAG ODSKAKUJĄCYCH OPRAWEK

Powieść „Nietoperze” Anny Kłodzińskiej wypożyczyłem z mojej ulubionej biblioteki (nie licząc, oczywiście, klubowej) przy ulicy Dobrej.

Przygotowując się do egzaminu z historii wychowania na Akademii Pedagogiki Specjalnej udałem się do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Ponieważ nie znalazłem tam dwutomowego dzieła prof. Łukasza Kurdybachy, mój wybór padł na dzieło znanego polskiego polityka o wychowaniu dzieci, zbiór felietonów i właśnie „Nietoperze”. Dwa tygodnie później straciłem prawo do wypożyczania książek z BUW-u, więc ta recenzja jest prawdopodobnie przedostatnią, w której wzmiankuję tę wspaniałą instytucję.
Nietoperze” są jedną z najbardziej rozbudowanych powieści dziennikarki „Życia Warszawy” i „Rzeczywistości”. Akcja rozgrywa się w Polsce, RFN i Turcji. Milicjanci z SUSW (Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych) stosują najnowsze zdobycze techniki, jednak w decydującym momencie proszą o pomoc kolegów z grupy specjalnej (biorący udział w akcji odbicia samolotu „Gwiazdor” jest niewątpliwie powieściowym odpowiednikiem Dziewulskiego). Historia opisana przez Kłodzińską przypomina przygody redaktora Maja z serialu „Życie na gorąco”. Zamiast organizacji „W” siły zła reprezentuje organizacja „Nietoperzy”, której przeciwstawiają się Milicja Obywatelska i kontrwywiad. Na trop „Nietoperzy” MO wpada przypadkowo – sierżant sztabowy Strzałkowski, spacerujący po służbie z psem, znajduje w lesie srebrne „audi” z jeszcze ciepłym trupem. Ponieważ Był sam, nie miał radiotelefonu, a należało natychmiast zawiadomić kolegów z kryminalnego zdecydował się wyjść na drogę i zatrzymać samochód. Udało się: Zatrzymał zielonego volkswagena z oficerem Wojska Polskiego za kierownicą. Po godzinie wokół samochodu krzątała się ekipa z Warszawy: Posługiwali się urządzeniem AGA-Thermovision 750 szwedzkiej produkcji, mieli też kolorowy monitor.
Pierwszy rozdział „Nietoperzy” czyta się jednym tchem, jednak znawcy twórczości Anny Kłodzińskiej będą w stanie przewidzieć, jak (może poza drobnymi szczegółami) skończy się powieść – milicja złapie zabójcę, tajemniczy przedmiot (Metal stawiał opór, potem raptownie oprawka otworzyła się i na biurko wypadł złożony na pół arkusik papieru. Szczęsny rozpostarł go, zobaczył napis (…) „Small nocturnal mamal of the order Chiroptera, resembling a mouse…”), którym słusznie zainteresuje się kontrwywiad, okaże się znakiem rozpoznawczym międzynarodowej szajki płatnych zabójców, a na koniec major Szczęsny spuentuje sprawę błyskotliwie (Wie pan, kogo mi żal? Prawdziwych nietoperzy. Że tak zapaskudziliście ich nazwę.). Tę nieprawdopodobną opowieść ożywiają wątki poboczne: romans młodej agentki z oficerem MO, z którym w dzieciństwie (jeszcze przed zwerbowaniem przez niejakiego Willy’ego Schultza) chodziła do szkoły podstawowej, wyprawa agenta polskiego kontrwywiadu do Stambułu (– Merhaba – powiedział półgłosem. – Merhaba – odrzekł Hamal, bo tak zwyczajowo odpowiadało się na pozdrowienie. Nie poruszył się jednak, powieki miał przymknięte, jakby drzemał. – Czand Bardai przypomina… Tragarz drgnął, szeroko otworzył oczy i popatrzył na mówiącego. Czekał jednak sądząc, że może się przesłyszał. Więc tamten powtórzył: – Czand Bardai przypomina, Orhanie! (…) Rozmowa trwała kilka godzin. Gość słuchał z ogromną uwagą, notując jedynie w pamięci. Czasem prosił o powtórzenie, bo nie był mocny w tureckim języku; czasem Orhan posługiwał się swoją kiepską angielszczyzną. W rezultacie jednak przybysz dowiedział się tego, co chciał, a nawet więcej.), czy choćby legenda z czasów okupacji, opowiedziana Szczęsnemu przez mieszkańca Załężnej (nie ma w Polsce wsi o takiej nazwie, ale pod Opocznem znajduje się wieś Wola Załężna). O majorze Szczęsnym dowiadujemy się, że: Od pewnego czasu polubił takie nocne, samotne godziny [dyżurów]. Rzadko odzywały się telefony, koledzy nie kręcili się po pokojach, a wyjazd do kolejnego zabójstwa nie stanowił problemu. Jako zastępca szefa Szczęsny organizował ekipę, wyciągając z łóżka zaspanych delikwentów i wysyłając ich „w miasto”, a także o tym, że trzymał ręce w kieszeniach kurtki: W opinii kolegów „chodził jak chuligan”; przyczyna była prozaiczna – najczęściej gubił rękawiczki i rzadko kiedy je odnajdywał. O jego towarzyszu, kapitanie Połońskim, dowiadujemy się, że: Miał twarz trójkątną jak u kota, z oczami tak czarnymi, jak tylko możliwe; oczy Szczęsnego wydawały się przy nich zaledwie brązowe, co go trochę irytowało. Znawców trunków ucieszą liczne wzmianki: Pułkownik, rzuciwszy okiem na pobladłą twarz zagranicznego gościa, zaproponował winiak i wyjął z szafy butelkę węgierskiej brandy „Trois tours”, która – wedle opinii Szczęsnego – stanowiła brakujące ogniwo między koniakiem a winiakiem.; Nie doczekawszy się żadnych słów, wziął swój kieliszek i pił powoli, pozornie delektując się smakiem któregoś z likierów „DeKuyper”, chociaż zazwyczaj nie cierpiał słodkiego alkoholu, ale Pierwszy innego nie uznawał, więc należało tu, w tym gabinecie, poddać się jego gustom. Nagle Trzeci zatęsknił za ordynarną, zwykłą wódką.; Może to za mało – myślał, pijąc drobnymi łykami portorykański rum „Captain Morgan”, bo sprzykrzyły mu się słodkie likiery.; szczególnie wzruszający jest opis technik kamuflażu Kożewskiego, agenta wywiadu w Monachium: [sąsiedzi] wiedzieli, że gdzieś tam pracuje, że wdowiec (co nie było prawdą), bezdzietny, że należy do stowarzyszenia śpiewaczego i do sportowego klubu, od czasu do czasu odwiedza też którąś knajpkę na Schwabingu albo też gospodę „Zum scharfen Ritter”, gdzie potrafi wypić cztery kufle piwa pod rząd, a potem jeszcze cztery. […] Kożewski, kiedy zjawiał się w Warszawie, na piwo nie mógł patrzeć bez wstrętu.
Specyficzny styl autorki i fabuła, zdradzająca jej łagodną manię prześladowczą, to chyba temat na pracę naukową. W całej powieści najbardziej rozbawił mnie jednak dialog pułkownika Daniłowicza (przepracowanego, nie dbającego o zdrowie) z żoną: – Co jest na kolację? – spytał, głodny i zły, bo nie zdążył zjeść obiadu. – Zaraz ci przygotuję – odparła pogodnie. (…) – Szczęśliwym trafem ożeniłem się z właściwą osobą we właściwym czasie. Wczoraj w stołówce pewnego ministerstwa była koszmarna zupa i równie koszmarny mielony. – Bo po co jesz Bóg wie gdzie – obruszyła się. – W domu zawsze czeka na ciebie obiad.

Aneks
restauracje: „Ambasador”, „Europejska”, „Ujazdowska”, „Victoria”
bar: „Kuchcik”
samochody: audi, volkswagen, polonez, plymuth turisme duster w kolorze ciemnego brązu ze złotym szlaczkiem.