Rewera Kamil – Obiekt nr 17 42/2013

  • Autor: Rewera Kamil
  • Tytuł: Obiekt nr 17
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 120000
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Siedział i żałował

Na bałtyckim nabrzeżu zbudowano „obiekt nr 17”. Nie obiekt nr 16, ani nie obiekt nr 18, tylko właśnie nr 17. Co dokładniej? Ani słowa o tym do ostatniej strony. Ale właśnie na „obiekt nr 17” zawziął się wywiad RFN.

W okolicę wysłał trałowca, niby dla połowu, ale nasz kontrwywiad – z komandorem Surową na czele – tego trałowca już dawno miał na oku. Do akcji włączył się niemiecki szpieg o nieprzypadkowym nazwisku Klose. Najpierw w służbie Hitlera, potem wysadzał szpiegów na brzegu polskim czy NRD-owskim. Po stronie polskiej ujawnia się mazurski autochton nazwiskiem Stec. Jest do tego stopnia ważny, że nasz kontrwywiad w pewnym momencie uprawia nawet „grę Stecem”. Dialog wstępny z rzeczonym Stecem: „Chciałby pan coś jeszcze powiedzieć, panie Stec? – Bardzo. – No? – Napiłbym się gorzały”. Nie wiadomo, czy Stec dostał swoja gorzałę, ale na pewno dostał w łeb, bo za bardzo kłapał dziobem. A rzecz cała kwituje się na starym ewangelickim cmentarzu, gdzie szpiedzy maja skrzynkę kontaktową w grobowcu Rosemarie Taube. „Obiekt nr 17” – nie zgadną Państwo – zostaje uratowany.

Tyle prosta fabuła. Zostają, jak zwykle, drobiazgi, z którymi nie wiadomo, co zrobić, więc przedkładamy je ciurkiem.

Komandor „trafiał w sedno problemu”. Nie! Trafiał w sedno. Wystarczy. Bo komandor wygłasza np. takie oto okrągłe zdanie: „Możliwości penetracji obcych agentów zależą od nasilenia przeciwieństw we własnym społeczeństwie”. W socjalizmie nie było „przeciwieństw”, więc możliwości zachodnich agentów były żadne. A że znalazł się taki Kuklińki czy Kuklinowski… Więc nasi przerzucają się za granicę, konkretnie do Hamburga i tam udając łasych na forsę Polaczków sprzedają rzekome tajemnice wojskowe. Pół powieści to  operacyjny zapis pozyskiwania takiego polskiego „agenta”. Ciekawe, że role naganiacza pełni tu warszawski Żyd, który – powieść tego nie wyjaśnia – znalazł się nagle w Hamburgu w roku 1968. Polski wywiadowca komentuje to sentencjonalnie: „No, cóż? Każdy sobie układa życie, jak mu najwygodniej.”

Autor z pełnym oddaniem kreśli poczet agentów niemieckiego wywiadu. Są to portrety pomysłowe, choć konsekwentne.
„Miał trupio-przezroczystą cerę, a oczy głodnego szczura.”
„Niemiec ułożył chudą gębę w znak zapytania.”
„Był to mężczyzna może sześćdziesięcioletni, na szaro ubrany, szczupły, z zapadniętą klatką piersiową, jak u gruźlików…”

Nieco niemczyzny: „fainer Kerl”. Pisze się: feiner.

Porucznik w Krynicy: „Chodził bardzo dużo, jadł niewiele, nie brał do ust alkoholu. Ciągły wysiłek fizyczny i wstrzemięźliwość sprawiały, że szczuplał.” Ideał. Ile byśmy za to dali…

Architektoniczny zapis urody kobiecej: „Włosy jej miały barwę ciemna i lśniącą jak łupkowy dach po deszczu, a twarz, mimo bardzo lekkiej opalenizny, była biała jak świeży tynk dopiero co pociągnięty ochrą.”

I znowu ten „trudny orzech do zgryzienia”. Ma być „twardy”!
Złote myśli:
„Im kobieta jest szczuplejsza, tym trudniej ja wyminąć”.
„Przypadki płatają najdziwniejsze figle.”
„Sztuka i życie to nie to samo.”

Reminiscencja ewangeliczna: „Ma widać ochoczego ducha, choć ciało mdłe.”  Scena z ogrójca.

Porucznik jest skromnym oficerem wywiadu, ale: „Dźwięk imienia dziewczynki zabrzmiał Kornelowi jak puzon w wagnerowskiej uwerturze.” Chodzi naturalnie o uwerturę do „Tannhausera”. Piszę, bo nie wszyscy czytelnicy serii „Labirynt” właściwie lokują puzon.

Komandor insynuuje podkomendnemu, iż ten „w wolnym czasie pisuje wiersze liryczne”. Słusznie! Bo przecież można też pisać wiersze epickie. Weźmy „Pana Tadeusza”…

Z obrzędów alkoholowych: „Kordel nie miał kieliszków, więc przyniósł dwie szklanki, po czym sięgnął po butelkę”. W tekście przewija się nazwa trunku: „Asbach”. Jakoś do tej pory mnie omijał. O ile pamiętam. Może ktoś z koleżeństwa się natknął?

Nuta osobista. Przyłapuję się na tym, że w tych papierowych przecież opowieściach raz po raz napotykam zdanie, które w paru słowach opisuje całe moje życie. Tym razem zdanie pojawiło się na stronie 248: „Siedział bez humoru i żałował, że nie ma w domu nic do picia”.