Korta A. – Bez wydarzeń 36/2012

  • Autor: Korta A.
  • Tytuł: Bez wydarzeń
  • Wydawnictwo: MON
  • Rok wydania: 1963
  • Nakład: 10000
  • Recenzent: Waldemar Szatanek

„Aż by się chciało Milicjantem zostać”

Na początek ciekawostka . Autor jest byłym milicjantem , „utrwalaczem” władzy ludowej a wcześniej partyzantem GL , pisze fajnie  i ciekawie.

Większość opowiadań ma interesującą zamkniętą fabułę,  będącą zagadką kryminalną i powieścią obyczajową w jednym. Czyta się to  przyjemnie i co rozumiem  w tym przypadku ważne tak że po lekturze człowiek sam chciałby wstąpić do Milicji albo chociaż uściskać jego przedstawiciela w podzięce za jego trudną służbę. Wydawca jednak funduje nam częściową anonimowość (o ile taka jest możliwa) autora. Nie poznajemy bowiem imienia pisarza.
Tzn. nigdzie ani na okładce ani na stronie tytułowej autor nie występuje z imienia tylko jako A. Korta. Zagadka taka ? Czy to może pseudonim grupy jakiejś a nie realny jeden człowiek ? Ktoś wie  ?
Drugą zagadką jest niewątpliwe to jak takie dzieła przechodziły przez cenzurę ? (Mam zresztą takie odczucie po kilku innych lekturach powieści milicyjnej) Mamy np opowiadanie o funkcjonariuszu sierżancie Ławrońcu ( „As kontrwywiadu” )  który wszędzie widzi spiski co doprowadza do absurdalnych sytuacji a ponieważ przełożeni nie potrafią sobie z nim poradzić podsyłają go coraz wyżej, wysyłają na kursy by awansował i ktoś inny  się z nim męczył. Zaś konkluzja jest taka że wszyscy zastanawiają się kiedy trafi do Komendy Głównej ?
Albo inna w której dobrego oficera ze służbowej broni postrzelił kochanek żony i to tak nieszczęśliwie że ten właściwie nie ma szans na przeżycie ale wbrew medycynie zaczyna się czuć lepiej, spędza w szpitalu kilka tygodni gdzie zakochuje się ze wzajemnością  w pielęgniarce i wtedy właśnie umiera. Czy to jest typowy sposób opisania dzielnych funkcjonariuszy MO i Służby Bezpieczeństwa ?
Oczywiście mamy i standartowe opowiadania o dzielnych, często bezimiennych bohaterach MO którzy bez pieniędzy i sprzętu a nawet i nadziej na sławę, chronią nas i nasze mienie przed złoczyńcami . Ale tych na szczęście jest zdecydowanie mniej. Właściwie można by powiedzieć że autor się nam pięknie rozwijał bo ewidentnie  najsłabsze opowieści są z początkowej części zbioru, opisujące czasy partyzanckie czy walk  z „bandami”. A opisy czasów jego służby późniejszej,  szczególnie w komendzie  wojewódzkiej to już perełki.
Przytaczanie treści wszystkich opowiadań oczywiście nie ma sensu , natomiast polecam lekturę tym którzy lubią takie cymesiki peerelowskie. Uprzedzam nie ma tu skomplikowanego śledztwa, zaskakujących zwrotów akcji, błyskotliwych oficerów i równie przebiegłych złoczyńców. Jest za to sporo drobnych przyjemności , ciekawostkowych opisów służby i ludzi MO no i mnóstwo puszczania oka do czytelnika.