Edigey Jerzy – Szklanka czystej wody 168/2011

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Szklanka czystej wody
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 80290
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

LINK Recenzja Weroniki Gabryjelskiej

Prawdziwy „medical thriller” w Peerelu

Biorąc pod uwagę datę wydania powieści oraz długość peerelowskiego cyklu wydawniczego  „Szklankę czystej wody” można uznać za jedną z pionierskich powieści z nurtu, który obecnie nazywa się 'medical thriller” — czyli po polsku ten gatunek mógłby zostać nazwany dreszczowcem szpitalnym lub medycznym.

I to akurat można by uznać za dużą zaletę i w kolejnej recenzji wyrazić żal, że powieści  milicyjne nie doczekały się publikacji w którymś z krajów Europy Zachodniej.  Wszakże pierwsze tytuły zaliczane do tego gatunku ukazywały się w połowie lat 70-tych. Punkt wyjścia do intrygi kryminalnej zostaje umiejscowiony w szpitalu (nie powiodła się pozornie banalna operacja wycięcia wyrostka robaczkowego, pacjent zmarł kilkanaście godzin później ku zaskoczeniu wszystkich), a operujący chirurg spotyka się z niechęcią, a nawet  ostracyzmem ordynatora i kolegów, chociaż tak naprawdę nie ma pewności, że to właśnie on popełnił błąd w sztuce lekarskiej. Opis funkcjonowania  świata lekarsko-pielęgniarkiego jest dość zjadliwy i świadczy o swoistej  niechęci autora wobec – na przykład –  fałszywie pojętej solidarności zawodowej. Zresztą pierwsza część książki ma bardziej charakter obyczajowy, jako że pechowy chirurg usiłuje się wyrwać z klatki niewypowiedzianych oskarżeń i to nawet poprzez bezskuteczną prośbę do MO o zbadanie sprawy.  Wątki dochodzeniowo-śledcze pojawiają się jednak dopiero od połowy powieści, kiedy to w wypadku samochodowym ginie jedna z pielęgniarek, która miała dyżur feralnej nocy, a pewnych podejrzeń w związku tą sprawą nabiera sam major Kaczanowski. Ten medyczny wątek jest bardzo sprawnie kontynuowany przez Edigeya, a i sam opis sposobu pozbawienia życia pacjenta świadczy o wnikliwym rozpoznaniu tematu przez autora.

Zaraz  jednak okazuje się, że major Kaczanowski już na początku śledztwa popełnia spory błąd  i tak bardzo sugeruje się powszechną opinią, że robota dochodzeniowa w większości biegnie w kompletnie nieistotnych i jałowych kierunkach z punktu widzenia finalnego rozwiązania. To zapewne taka bardziej ludzka i sympatyczna rysa  na niezłomnym  charakterze oficera, ale z drugiej strony także sposób ułatwienia sobie pracy przez autora. Tym niemniej, sprawność stylu jak zwykle i tak winduje „Szklankę” do tych lepszych 10% peerelowskich kryminałów.

Tym razem nawet kwota, która stała się motywem morderstwa to nie tam jakieś nędzne grosze w rodzaju kilku tysięcy dolarów rozpalające wyobraźnię prowincjonalnych pisarzy, ale w pełni wiarygodna kwota 14 milionów dolarów wynikająca z transakcji handlu zagranicznego. A właściwie to tylko pierwsza rata tej transakcji. Łapówka od takiej sumy mogła skusić nawet dowolnego człowieka w pierwszym  obszarze płatniczym i uzasadniała w sposób przekonywujący każde morderstwo.

Ta książka ma też oczywiście kilka wad typowych dla całego gatunku powieści milicyjnej, jak np. toporne, drętwe  i wyprane z emocji dialogi. Można jeszcze przymknąć oko na takie konwersacje pomiędzy funkcjonariuszami na służbie, ale już naprawdę trudno sobie wyobrazić, aby dwoje normalnych małżonków  rozmawiało ze sobą prywatnie sformułowaniami z urzędniczych notatek służbowych !  Akurat w tych fragmentach powieści naprawdę nieco się rozczarowałem.

Autor poskąpił nam ciekawszych detali geograficznych czy obyczajowych Peerelu, chociaż wspomniana jest ulica Zielna w Warszawie, ale za to wykazał się bardziej wyrafinowanym poczuciem humoru. W treści pojawiają się bowiem takie instytucje jak Ministerstwo Zdrowia, Szczęścia i Wszelakiej Pomyślności czy też Biuro Zbytu Maszyn Młyńskich.  Może to porównanie zabrzmi nawet zbyt pompatycznie, ale słychać tutaj (odległe) echo subtelności Kabaretu Starszych Panów i takiego swoistego peerelowskiego magicznego realizmu.

„Szklanka czystej wody” jest jak najbardziej godna polecenia wszystkim Klubowiczom jako przykład fachowej roboty na najwyższym peerelowskim poziomie. Ma oczywiście pewne mankamenty, ale  jej ponadczasowe zalety pozwoliłyby nawet  dzisiaj sprzedać  prawa do samej fabuły producentowi filmowemu  i mogłyby stanowić  podstawę ciekawego scenariusza. A to już niewielu z autorów polskiej literatury kryminalnej może  o sobie powiedzieć.