Joe Alex – Śmierć mówi w moim imieniu 38/2011

  • Autor: Joe Alex
  • Tytuł: Śmierć mówi w moim imieniu
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
  • Rok wydania: 1989, wydanie XII
  • Nakład: 190350
  • Recenzent:  Marzena Pustułka

LINK Recenzja Iwony Mejzy
LINK Recenzja Wiesława Kota

Tajemnica dwóch sztyletów  czyli  Joe Alex znowu na tropie

Na mojej osobistej liście rankingowej ta książka Joe Aleksa stoi na samym szczycie. Złożyło się  na to wiele powodów. Przede wszystkim niezwykle interesująca jest sama intryga kryminalna.

Rzadko się zdarza, aby w „zwykłe”  morderstwo zamieszane było bezpośrednio tyle osób. Wprawdzie zamordowała jedna, ale inne walnie przyczyniły się do tego, aby stac się głównymi podejrzanymi. Tylko wybitnym i nadprzyrodzonym wręcz  zdolnościom Joe Aleksa zawdzięczamy , że sprawa ta została w końcu wyjaśniona. Pisząc nadprzyrodzonym, nie mam na myśli jakiejś magii,  nasz detektyw myśli po prostu inaczej niż większość ludzi — zauważa więcej, zwraca uwagę na szczegóły niewidoczne dla innych i potrafi wyciągać z nich nadzwyczaj logiczne wnioski. Poza tym , można powiedzieć, że mam do tej książki stosunek osobisty. A było to tak : w okresie , kiedy pierwszy raz czytałam „Śmierć mówi w moim imieniu” chodziłam w liceum na dodatkowe zajęcia z języka polskiego. Omawiano na nich wybitne dzieła literatury współczesnej, które z różnych powodów nie mieściły się w obowiązkowym kanonie lektur. Między innymi , trochę czasu poświęciłyśmy znanej sztuce pochodzącego z Rumunii Eugene Ionesco  p.t. „Krzesła”. Jest to trudna sztuka, jej przesłanie jest niejasne, szczególnie dla młodego człowieka, jakim wtedy byłam. I wówczas wpadła mi w ręce książka Joe Aleksa.  Wierzcie albo nie wierzcie, ale dopiero wtedy, gdy przeczytałam refleksje autora na temat tej sztuki ( wypowiadane ustami Karoliny Beacon do Bena Parkera )
omawiające koncepcje reżysera i  gre aktorów, dopiero wtedy zrozumiałam tak naprawdę , co „autor miał na myśli”.  Krótko : „…myślę, że nie ma w niej nic dziwacznego. Mówi ona po prostu, że życie ludzkie jest nonsensem, że do niczego nie prowadzi, niczemu nie służy, że nikt nikogo nie zapamięta i nikt niczego nigdy nikomu nie wyjaśni”. Żadna antologia współczesnej literatury nie potrafiła tego opisać w tak prosty i zrozumiały sposób. I szczypta humoru, typowego dla Aleksa : ” Pełno — powiedział Parker ( chodzi o widzów w teatrze — przyp. mój )  — Zdaje się, że pisarz , który mówi ludziom, że ich życie nie ma sensu, zarobi na tym tyle, że przynajmniej jego własne życie stanie się bardziej sensowne”.  To tyle tytułem wstępu.
Akcja ksiązki rozpoczyna się w momencie, gdy Joe Alex wraz z przyjaciółmi wybiera się do teatru na przedstawienie właśnie „Krzeseł”  Eugene Ionesco. Sala na widowni jest pełna, wszyscy są zachwyceni  przedstawieniem, grą aktorów — jednym słowem wielki sukces. Po przedstawieniu nasza trójka wybiera się na miłą kolacyjkę,  jednak Ben Parker zostaje nagle odwołany, gdyż w garderobie teatru zostaje odnaleziony trup — denatem jest Stephen Vincy, aktor odtwarzający w sztuce Ionesco rolę Starego. Parker i Alex rozpoczynają śledztwo. Jak to często bywa , okazuje się, że bardzo wiele osób miało motyw, bo zamordowany aktor to zły człowiek był ( dobrzy są mordowani tak jakby rzadziej ).Duże emocje budzi już godzina śmierci aktora , określana przez lekarza jako: między dziewiątą  a dziesiątą, bliżej tej pierwszej, ale ta druga to już termin nieprzekraczalny. A przecież do godziny 21,50 wszyscy widzieli Stephena Vincy na scenie! Potem już nikt nie mógł go już zamordować. W ten sposób zostaje wyeliminowana z kregu podejrzanych pani Angelica Dodd, szantażowana przez aktora za grzechy młodości ( choć to właściwie jego grzechy były ) , jej mąż oraz reżyser spektaklu, który nienawidził Vincy’ego tak w ogóle za całokształt, a szczególnie za odbicie mu narzeczonej (  mają niezbite alibi ).  Przed śledczymi stoi naprawdę trudne zadanie. Wszyscy ( chcący lub niechcący ) tak dokładnie zamieszali w tym śledztwie, że,  dodając do tego niesamowite szczęście sprzyjające mordercy  mamy intrygę, której rozwikłanie stanowi prawdziwą gimnastykę dla umysłu. Dużą wadą książki ( niestety !) jest jej statyczność — detektywi praktycznie nie ruszają się przez całą noc z teatru, poza śledztwem nie ma żadnej akcji. W zasadzie we wszystkich książkach Joe Aleksa dominuje motyw wyspy, wszystko rozgrywa się jednym miejscu (rezydencji,  zamku, samolocie ) , ale w naszym przypadku to już zaczyna być nużące. Dobrze, że Joe rozwiązał zagadkę w czasie  jednej nocy. Pomimo tego zastrzeżenia książka jest świetna, czyta się szybko i z przyjemnością. Joe Alex ( czyt. Maciej Słomczyński ) jeszcze raz potwierdził swoja klasę nie tylko  jako pisarz kryminalnych powieści, ale również jako wszechstronnie wykształcony utalentowany człowiek, erudyta. I za to zawsze będę  Go podziwiać.