Cegielski Tadeusz – Morderstwo w Alei Róż 2/2011

  • Autor: Cegielski Tadeusz
  • Tytuł: Morderstwo w Alei Róż
  • Wydawnictwo: WAB
  • Seria: Mroczna Seria
  • Rok wydania: 2010
  • Recenzent: Amudena Rutkowska

LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza

Ex Oriente Lux

W historii polskiego kryminalu funkcjonował od czasów przedwojennych, z fazą kulminacyjną w okresie PRL, popularny nurt, zwany potocznie kryminałem pseudoanglosaskim.

Autorzy dobierali sobie brzmiące z angielska pseudonimy i nadawali tytuły sugerujące import z Zachodu. Fabuła skręcała albo ku Chandlerowi albo ku Christie zaspokajając różne upodobania czytelników – raz rozkoszować się mogli opisem misternie zdobionego serwisu z porcelany i wystrojem wnętrz siedziby ostatniego z rodu, innym razem, siedząc przy barze z mającym dobrze w czubie prowadzącym dochodzenie policjantem na wylocie, prywatnym detektywem czy poszukującym sprawiedliwości gangsterem, śledzili jak dopija ostatni gin z sodą, po czym zręcznie ładuje broń i z kocią gracją rozwala wszystkich złych gości w lokalu.

Od kilku lat można zaobserwować ruch odwrotny, sięgający do „tutejszości”, ukazujący na nowo środkowo i wschodnioeuropejską perspektywę czasów minionych. Sytuacja teoretycznie odwróciła się, ale zwot to jedynie pozorny, bowiem nezależnie od tego czy historia dzieje się w przedwojennym Lwowie czy Poznaniu lat 80., nadal chodzi o to, by pokazać na kartach powieści świat, którego już nie ma.

Warszawa była w tym kręgu przez dłuższy czas osamotniona, ale i na nią przyszedł wreszcie czas. We wrześniu 2010r. ukazała się książka „Morderstwo w Alei Róż” autorstwa Tadeusza Cegielskiego. Akcja powieści obejmuje okres Wielkiego Tygodnia 1954 roku, a poszczególne rozdziały to kolejne dni zmierzające tradycyjnie do wielkanocnego poranka. Czas ten nie został, najpewniej, wybrany przez autora przypadkowo. Po pierwsze, wybór czasu przedświątecznego pozwolił na wyłowienie „zakłóceń”, często zabawnych, w kraju oficjalnie zdominowanym przez jedną możliwą ideologię. Jak choćby w scence reportażu pączkującej wówczas telewizji:
„- Znajdujemy się na jednej z warszawskich ulic. Jest piątek 16 kwietnia, dwa dni przed Niedzielą Wielkanocną!
– Bez tego „dwa dni przed Niedzielą Wielkanocną” – powiedział niesłyszany dotąd głos z reżyserki – Jedziemy ponownie!
– Znajdujemy się na jednej z warszawskich ulic. Jest piątek 16 kwietnia, dzień pracy jak każdy inny – skorygował redaktor”.

Po drugie, losy głównego bohatera (tu proszę wybaczyć możliwą nadinterpretację) zdają się w pewnym stopniu odwoływać do symboliki nowotestamentowych wydarzeń. Poza rozsupływaniem zagmatwanej intrygi przyjdzie mu zmierzyć się ze spiskiem bliskiego współpracownika, przeżyć okresy zwątpienia i dążyć do, różnie rozumianego, wypełnienia swojej misji.

Ten dzielny bohater to kapitan MO Ryszard Maria Wirski – dawny sanacyjny policjant, który po pozytywnej weryfikacji i jej zaskakującym następstwie w postaci kilkuletniego pobytu w więzieniu na Rakowieckiej, powrócił jako stróż prawa w nowych warunkach ustrojowych. Dzięki podarowaniu bohaterowi takiego życiorysu, autor może, poza ukazaniem realiów odradzającego się miasta, nawiązywać do losów jego przedwojennych mieszkańców, czy wspominać czas drugiej wojny światowej, nakładając te obrazy z przeszłości na nową siatkę ulic, na sylwetki i wnętrza budowli wznoszonych i wzniesionych, przerabianych i już przerobionych.

Temat i sceneria powieści mimowolnie wywołuje skojarzenia z prozą Tyrmanda. Powieść Cegielskiego, tak jak i „Zły” niesie ze sobą coś więcej poza sensacją. We mnie obudziła wspomnienie z dzieciństwa spędzonego w mieszkaniu podobnym do tego z ulicy Flory 3, przedwojennym apartamencie zamienionym na lokum dla czterech rodzin. Zamiast ciasnoty 14 m2 (tyle przypadło na dwie osoby z dzieckiem), pozostało wspomnienie widoku z balkonu na czwartym piętrze odsłaniającego dachy Powiśla i Pragi. W każdej siermiędze widocznie tkwi nieco piękna i takie sytuacje Tadeusz Cegielski często w swoim „Morderstwie” przedstawia.

Dla czytelników nie związanych sentymentem z warszawskim Śródmieściem, lektura tej powieści może mieć wartość z innych wzlędów. Lubiący grzebaninę w przeszłości znajdą w niej wysmakowaną powrótkę z historii, koneserzy kryminałów natomiast, poza samą intrygą, bodziec do antykwarycznych poszukiwań nigdy nie wznowionych przedwojennych wydań opowiadań detektywistycznych  – źródła inspiracji kapitana Wirskiego, a być może nawet samego mordercy.

Książkę czytało się na tyle przyjemnie, że nastąpiło coś, co w przypadku kryminałów rzadko mi się zdarza – zaczęłam przywiązywać się do bohaterów. Może dlatego przykrym zaskoczeniem było rozwiązanie sercowych perypetii kapitana (kibicowałam za inną panią). Jak jednak wynika z posłowia, takie zakończenie nie tkwiło w gestii bohatera, ani nawet samego autora, a owe tajemnicze siły wyższe opisano dokładniej we wspomnianym posłowiu. Tymczasem Tadeusz Cegielski zapowiada kolejny tom przygód Wirskiego, więc być może nie wszystko jeszcze stracone.