Niziurski Edmund – Fałszywy trop 31/2011

  • Autor: Niziurski Edmund
  • Tytuł: Fałszywy trop
  • Wydawnictwo: Biuro Wydawnicze RUCH
  • Ilustracje: Bohdan Wróblewski
  • Rok wydania: 1962
  • Recenzent: Marek Malinowski

Biszkopt i Jęczyk na fałszywym tropie, czyli żołnierskie, ofiarne serce podporucznika Groźniaka

Wczesne lata sześćdziesiąte to zdecydowany zwrot w twórczości Niziurskiego w kierunku powieści i opowiadań młodzieżowych. Coraz mniej książek tylko dla dorosłych, coraz więcej tematyki harcerskiej, młodzieżowej i szkolnej. Dobrym tego przykładem jest opowiadanie „Fałszywy trop” wydane w 1962 (wznawiane w późniejszych wydaniach zbioru opowiadań „Jutro klasówka”).
Z tym „jutro klasówka” to przesada, gdyż rzecz dzieje się podczas wakacji na obozie harcerskim, gdzieś nad morzem. Zastęp harcerzy drużynowego Szyrmera musi odnaleźć trop „różowych” a poszczególni harcerze ostro rywalizują ze sobą w celu ich wytropienia. Harcerz Karaszkiewicz pierwszy natrafił na ślad, ale Kuba Babas „zwany pospolicie” Biszkoptem oraz jego kolega Jęczyk z powodu animozji do Karaszkiewicza postanowili iść innym tropem. „Różowych” nie znaleźli, ale za to natknęli się na dwóch szpiegów, którzy w małym pudełku z landrynami schowali ukradziony model nowego silnika („Widziałem podobny na fotografii w „Płomyku”. To jakiś nowy wielki wynalazek. Silnik z wirującym tłokiem z fabryki w Niekłaju. Przewrót w przemyśle motoryzacyjnym”). Podli szpiedzy wzięli do niewoli naszych harcerzy, lecz oni oczywiście stosując różne sztuczki opóźnili ucieczkę złodziejskim szpiegom oraz zostawili chytrze wiadomość wopistom. Na czele wopistów stał dzielny podporucznik Groźniak, który tylko czekał na taką okazję, zmartwiony, iż „… nigdy nie wykaże swoich nadzwyczajnych talentów… i nie odznaczy się bohaterskim czynem, do którego tęskniło jego żołnierskie, ofiarne serce”. Gwoli prawdy to tylko dzięki inteligencji swojego sierżanta Pieczaby osiągnął taki sukces jak złapanie szpiegów. Fragment opisujący zmagania sierżanta z sennością po dwóch nocach służby należy do najlepszych w opowiadaniu. Coś nie najlepiej z bystrością podporucznika, skoro zaspany Pieczaba musiał za niego rozwiązać zagadkę zagadkowych śladów pozostawionych przez harcerzy. Ale co dwie głowy to nie jedna…
Biszkopt i Jęczyk zostali uwolnieni, szpiedzy ujęci, ale nasi bohaterowie obiecali wopistom, że nie zdradzą szczegółów akcji. Narazili się, więc na śmiech i drwiny ze strony pozostałych harcerzy, którzy odnaleźli „różowych” podążając właściwym tropem. Dopiero na końcowym apelu zebrali od porucznika Groźniaka należne im pochwały, który nazwał ich zachowanie „fortelem godnym kontrwywiadu” i „nokautem psychologicznym”.

Można wydziwiać na nieprawdopodobieństwem zdarzeń (co to za słynny polski wynalazek, ile czasu byli w niewoli harcerze, skoro wopiści nie spiesząc się znaleźli i analizowali ślady, a potem ścigali przestępców), ale styl i humor Niziurskiego, jak zwykle u niego, wynagradza te nieznaczące braki.