Kłodzińska Anna – Malwersanci 180/2010

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Malwersanci
  • Wydawnictwo: Ilustrowany Kurier Polski, Wielki Sen
  • Seria: powieść w 78 odcinkach drukowana w od 2 kwietnia do 3 lipca 1961, Seria z Warszawą
  • Rok wydania: 1961, 2010
  • Recenzent: Piotr Kitrasiewicz

LINK Recenzja Pawła Duńskiego
LINK Recenzja Adama Sykuły
LINK Recenzja Anny Lewandowskiej
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego

W sławiących peerelowskie służby śledcze kryminałach Anny Kłodzińskiej rzucało się w oczy nieźle odmalowane tło obyczajowe tamtego okresu. „Nieźle” to znaczy w miarę uczciwie, oczywiście na tyle, na ile autorka mogła sobie pozwolić w ramach tolerancji reżimowej cenzury.

Kłodzińska,  oficer prasowy Komendy Stołecznej MO, wykazywała niekiedy pewną odwagę pisząc na tematy wstydliwe i niechętnie postrzegane przez władze partyjne i państwowe, na przykład o ludzkiej biedzie. Temat ubóstwa wybija się na pierwszy plan motywacji młodego referenta Centrali Garbarskiej, Jana Wilczyńskiego, który postanawia przejść z administracji do produkcji. Wilczyński mieszka z żoną i dziećmi w małym mieszkaniu. Są typową, uczciwie pracującą rodziną Polski Ludowej, której nigdy nie wystarcza do pierwszego. I bynajmniej nie żyją ponad stan, lecz pieniędzy brakuje im, bo po prostu zarabiają grosze. Podobnie jak większość ludzi w naszym kraju w epoce pierwszych sekretarzy. Nie stać ich nie tylko na samochód czy telewizor, nie mówiąc o domu wolnostojącym, ale nawet na przyzwoite jedzenie czy porządne ubranie. Trudności bytowe sprawiają, że Wilczyński uważnie wysłuchuje propozycji majstra ze swojego przedsiębiorstwa, żeby objąć funkcję magazyniera i wyprowadzać „na lewo” znaczne partie skór, które następnie będą sprzedawane na czarnym rynku. Zamiast 1,5 zł będzie zarabiać – bagatela – 30 tys. Oczywiście, nieoficjalnie, z ręki do ręki. Wilczyński ma poważne skrupuły, boi się, waha, zastanawia, ale w końcu wyraża zgodę…
Powieść Kłodzińskiej jest na pozór umoralniającą opowiastką o konieczności poszanowania mienia państwowego. Bo każdego, kto wyciągnie rękę po to mienie, czeka zasłużona i surowa kara. I Wilczyńskiego oraz jego wspólników  kara taka spotyka, bo zostają zdemaskowani przez dzielnego inspektora Państwowego Biura Kontroli Kowalskiego oraz współpracującego z nim porucznika Kręglewskiego, podwładnego kapitana Szczęsnego, który to – stały przecież bohater Kłodzińskiej – pojawia się w tym utworze jedynie marginalnie. A kara jest wprost upiorna. Dyrektor przedsiębiorstwa dostaje „czapę”, a inni dożywocie.  Sam Wilczyński nie staje przed wymiarem sprawiedliwości, bo wybiera śmierć samobójczą – wiesza się w lesie. „Nie opłaca się kraść tego co państwowe, nawet skór” zdaje się pouczać Kłodzińska, która jednocześnie nie kryje się ze współczuciem dla Wilczyńskiego, postaci dobrze zarysowanej pod względem psychologicznym. A między wierszami daje się wyczytać pewna kontestacja porządku społecznego, który z jednej strony sprawia, że ludzie uczciwi żyją w biedzie, a z drugiej karze niezwykle okrutnie za kradzieże. Oczywiście, mienia państwowego, bo za prywatne nie represjonowano tak ostro. Może właśnie ta ukryta wymowa powieści sprawiła, że jej publikacja nastąpiła wyłącznie na łamach prasy, a konkretnie „Kuriera Polskiego” w 1961 roku. Niniejsza edycja jest jej pierwszym wydaniem książkowym.