Zeydler-Zborowski Zygmunt – Major Downar zastawia pułapkę 112/2010

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Major Downar zastawia pułapkę
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 100
  • Rok wydania: 1978
  • Nakład: 150000
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

Profesjonalista przy pracy

Zygmunt Zeydler Zborowski był niewątpliwie jednym z absolutnych mistrzów polskiej powieści milicyjnej, a setny zeszyt Ewy to kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy. I to nawet  nie dlatego, że intryga kryminalna jest jakaś szczególnie odkrywcza czy błyskotliwa, ponieważ w tym zakresie mamy do czynienia raczej z przeciętną (czyli w sumie klasyczną  w swoim stylu) powieścią tego autora.

ZZZ jest po prostu jak Adam Słodowy powieści milicyjnej – potrafi zrobić coś z niczego. Czyli ciekawą, krótką nowelę  z bardzo zwyczajnych elementów – tyle tylko , że  dołożył tutaj trochę ze swojego talentu, który okazał się decydujący. I w ten sposób powstało dzieło godne jubileuszowego  zeszytu Ewy wydawnictwa Iskry, nawet jeśli akurat objętość nie jest szczególnie imponująca, to autorowi udało się odcisnąć indywidualne piętno na 3,8 arkusza wydawniczego.

Cała historia zaczyna się w trzech krótkich  scenach  – strzałach (zajmują one mniej więcej trzy strony), które świetnie wprowadzają w sam środek akcji bez zbędnych upiększeń:

1.    Porucznik Olszewski  stoi nad brzegiem Wisłą na w warszawskim Czerniakowie  razem z ekipą śledczą i lekarzem w sprawie trupa zastrzelonego starszego mężczyzny, który okazuje się znanym  chirurgiem, Karolem  Rodeckim.
2.    Porucznik Olszewski przekazuję smutną wiadomości wdowie, która nie wykazuje specjalnych emocji, i jednocześnie uzyskuje podstawie informacje o denacie oraz jego pozamałżeńskim życiu erotycznym.
3.    Na odprawie  Pułkownik Leśniewski, wiedziony szóstym zmysłem czyli niezawodnym „nosem”,   wydaje majorowi Downarowi polecenia rozszerzenia śledztwa w  sprawie  dwóch  napadów z bronią  w ręku, które zdarzyły się w Żyrardowie i Płocku, także na sprawę z Czerniakowa.

Oczywistym jest, że pomysł połączenia śledztw jest genialny i jedyny właściwy. W trakcie śledztwa major Downar  jedzie także do zimowej stolicy Polski – Zakopanego, gdzie w ciągu kilku godzi z oficera MO prowadzącego dochodzenie zamienia się w agenta pracującego undercover w roli Rudolfa Lipke z Hamburga. W każdym bądź  razie akcja toczy się wartko i wciągnie każdego.

Całkiem świadomie rezygnuję z opowiadania fabuły czy opisu „modelu biznesowego grupy przestępczej, ponieważ moim zdaniem  zalety tej książki ulokowane  zupełnie gdzie indziej. A myślę, że i inni Klubowicze bardzo sobie cenią różnego rodzaju  zapomniane już dzisiaj elementy peerelowskiej rzeczywistości. Na przykład  obowiązek cudzoziemców do wymiany pewnej kwoty dewiz  na polskie złote po kursie oficjalnym, co było oczywiście skrajnie niekorzystne dla nich.

Także element spożywczo-towarzyski  został uwzględniony: niespodziewane odwiedziny Downara w zaprzyjaźnionym domu Walczaków, powodują przygotowania następującego jadłospisu: zapomniana puszka skumbrii, jaja gotowane na twardo, trochę sera i nie wolna zapominać o pól litrze żytniej eksportowej przechowywanej przez gospodarza. Czyli wieczór zapowiadał się naprawdę miło – przy czym panowie rozmawiali głownie o sprawach  zawodowych czyli morderstwach.

Z drugiej strony autor posuwa się nawet do dyskretnej kpiny: Downar uzyskuje możliwość przeprowadzenia nielegalnej rewizji w mieszkaniu jednej zosób zamieszanych w sprawę informując  żonę  dozorcy, iż milicja sprawdza mieszkania osób, które wyjechały na święta.  Zostawiają  one bowiem „mieszkania bez opieki, a niekiedy nie mają nawet porządnych zamków”. Dozorczyni , co prawda dziwi się, że milicja wie, kto na dłużej wyjeżdża z Warszawy, tym niemniej jednak wpuszcza go do lokalu. Nie jestem prawnikiem, ale wydaje się, że takie postępowanie milicjanta  już nawet w Peerelu było po prostu nielegalne. Pamiętam jeden z odcinków telewizyjnego serialu „07 zgłoś się”, w którym porucznik  Borewicz raportował sprawdzenie wszystkich osób, które w danym dniu przebywały na delegacji w Warszawie, więc może jednak inwigilacja społeczeństwa  była wtedy bardziej rozbudowana niż można przypuszczać.

Natomiast niejaki Tarkowski, zwycięski konkurent doktora Rodeckiego do uczuć oraz pościeli  pięknej Pani Grabińskiej grającej rolę  femme fatale, na pytanie o miejsce pracy  odpowiada następująco: „W Centrali Handlu Zagranicznego. Jeżdżę jako ekspert”. Jeśli dodamy do tego fakt, iż ekspert ten jeździł w  delegacji wyposażony także w pistolet, to możemy mieć podejrzenie, iż owa CHZ była tylko przykrywką do innej działalności. A może jego kolegą z pracy był nawet Marian  Zacharski.

Próbowałem się przed tym powstrzymać, ale postanowiłem także zacytować mistrzowskie – moim zdaniem –  trzy pierwsze zdania otwierające całość: „Zimowa noc dobiegała końca. Wilgotny chłód atakuje z nieznośnym  uporem. Przed lodowatym wiatrem wiejącym od Wisły nie chroni ani jesionka, ani nawet kożuch.”  Nawet w najbardziej upalny dzień taki opis może wywołać zimny dreszcz u czytelnika.

ZZZ pokazuje także kilka bardzo krótkich i wyjątkowo obrazowych opisów postaci, które wskazują na próbę przybliżenia się do klasyków „czarnego kryminału”. Oto kilka próbek:
„Na pierwszy rzut oka można by go zaszeregować do pewnej kategorii ludzi, coś pośredniego pomiędzy włoskim fryzjerem a francuskim żigolakiem”.
„Nie była pięknością  w stylu uznawanym za najmodniejszy. Należała raczej do minionego stulecia. Tak zapewne  wyobrażali sobie swoje bohaterki Zola, Flaubert czy Maupassant”.
„Taki z niego adwokat, jak ze mnie kosmonauta.  Owszem, tytułują go panem mecenasem, ale dałbym sobie głowę  uciąć, ze on nawet bardzo rzadko przechodził koło uniwersytetu.”
„Patrząc na gosposię  doktora Kowierskiego, można było przypuszczać, że to jakaś czarownica wybierająca się na Łysa Górę”.”

A powyższa lista nie obejmuje wszystkich możliwych cytatów !

W tej opowieści o Downarze mamy także dość ciekawą wskazówkę dotyczącą innych aspektów jego działalności w przeszłości.  Przygotowując  się w tempie ekspresowym do opracowania sobie legendy niemieckiego turysty, który przyjechał do Zakopanego na narty zapowiada on, że „zadzwoni do Warszawy żeby mu przysłali jeden z jego dawnych paszportów, jako że zdarzało mu się grać rolę zagranicznego turysty”. Może to oznaczać, że nie wszystkie ciekawe przygody majora zostały opisane w powieściach ZZZ  lub też wcześniej pracował on nieco w innej służbie. Ponadto wydaje się, że nie każdy z oficerów MO posiadał do wyboru wiele (podrobionych !?) paszportów zagranicznych.

Właściwie książka ma tylko jedną wadę. ZZZ był poważnym autorem i nie chciał wypuszczać fuszerek: pomimo tego, ze  utwór jest dość  krótki, to  powinien mieć zamkniętą konstrukcję  i nie dopuszczać pojawiających się niejako znikąd i bez uzasadnienia fabularnego morderców. Tak więc, prawie każde przesłuchanie, czy też  każda rozmowa przeprowadzana przez Downara  w sposób absolutnie nienaturalny  zawiera wskazówki dotyczące dalszego śledztwa. Ale nie przypuszczam, aby Klubowicze czynili autorowi wyrzuty z powoduje jego swoistej, dobrze pojętej skrupulatności.

To dobrze świadczyło  o wydawnictwie Iskry, że do jubileuszowego zeszytu Ewy wybrało  znanego autora z ciekawą powieścią, uwzględniającą najlepsze cechy tego gatunku.