Niziurski Edmund – Klub włóczykijów czyli trzynaście przygód stryja Dionizego i jego ekipy 186/2010

  • Autor: Niziurski Edmund
  • Tytuł: Klub włóczykijów czyli trzynaście przygód stryja Dionizego i jego ekipy
  • Wydawnictwo:  Śląsk
  • Rok wydania: 1970
  • Recenzent: Iwona Mejza

Wieńczysław Nieszczególny jako  swojski  James Bond

W czasie opisu przygotowań do akcji specjalnej  , szykowanej przez Wieńczysława Nieszczególnego natrafiłam na charakterystykę  stroju przestępcy, że zacytuję : ….jest to specjalna koszulka  gangsterska , niezwykle wytrzymała, odporna na rozdarcie oraz śliska … ponadto posiada specjalne kieszenie napełniające się automatycznie gazem , przy zanurzeniu w wodę .

Dzięki tym kieszeniom Nieszczególny nie może  w ogóle utonąć . Poza tym przy naciśnięciu któregokolwiek  guzika przy koszulce , otwierają się zawory w kieszeniach i wydobywa się z nich gwałtowny strumień gazu , zdolny obezwładnić  każdego przeciwnika.”… i to się nazywa podstawowe wyposażenie przestępcy z wyższych sfer. Tak przygotowany do zadań specjalnych Wieńczysław Nieszczególny , napojony walerianą , w towarzystwie nieodłącznego doktora Bogumiła Kadrylla , fana jaśminu, pojawił się na kartach „Klubu włóczykijów”., czyli trzynastu przygód stryja Dionizego i jego ekipy.
Książka o tak niewinnym tytule  i sporej dawce wiedzy geograficznej wciągnęła mnie bez reszty i potwierdziła , że poczucie humoru, sprawnie poprowadzona intryga, wszak   człowiek chce się w końcu dowiedzieć co Hieronim ukrył przed wzrokiem niepowołanym, duża dawka wiedzy podanej lekko i bez zadęcia oraz charakterystyczne, nietuzinkowe postaci , to dobry przepis na książkę, która mimo upływu lat nie zestarzała się .Może właśnie w  tym tkwi  przyczyna większej rozpoznawalności książek Edmunda Niziurskiego  niż Aleksandra Minkowskiego, że spróbuję  odpowiedzieć na trafne  pytanie zawarte w recenzji Waldemara Szatanka  „Błękitnych z latającego talerza”. Chociaż czytałam większość książek Aleksandra Minkowskiego i były to książki ciekawe , wciągające i pouczające to dzisiaj nie potrafię przypomnieć  sobie imion bohaterów , a z  Niziurskiego  potrafię, tkwią mi w pamięci  nawet fragmenty niezatapialne jak … słońce zachodzi nad wędzarnią  krwawo , słychać krzyk drobiu Więckowskiej nieświeży… / Sposób na Alcybiadesa/ cytuję z pamięci. Oczywiście w książkach Niziurskiego mamy do czynienia ze sferą obyczajów, szkoła, klasa , miłość i to czasem jaka ,,,, / Adelo zrozum mnie! / ale jednak przeważa  w nich wątek  sensacyjny , na miarę klasy , na miarę szkoły na miarę miasteczka , ale jednak….
Wracając do klubu włóczykijów , jest lato , jest gorąco , w kranach nie ma wody, Wisła wysycha a Kornel wkuwa pilnowany przez Zieloną Niedojrzałą bo niestety musi zdać poprawkę. Wkuwa geografię i ma serdecznie dość. Gdy odbiera telefon i pędzi na umówione spotkanie ze stryjem Dionizym Kiwajłło nie przypuszcza, że pędzi na spotkanie przygody i lekcji geografii w terenie co każdemu polecam. Nie ma to jak zobaczyć na własne oczy .Po licznych perturbacjach i pokonaniu uprzedzeń ciotki Pelagii , stryj Dionizy, Kornel , Pirydion / ten z drużyny Teodora, /Pirydiopolit oraz Zielona Niedojrzała/ Joanna/  ruszają na spotkanie przygody . Najpierw do Pułtuska potem na Mazury i w końcu na dłużej  tam gdzie rozegra się finał przygody w Góry Świętokrzyskie , na gołoborza .Z nimi , przed nimi i za nimi podążają także dwie grupy chętnych do zbadania dna kufra a potem dna całkiem czego innego.
Książka warta przeczytania nie tylko ze względu na charakterystyczny dla Niziurskiego  humor sytuacyjny ale także  ze względu na  opisy geograficzne. Przede wszystkim  Góry Świętokrzyskie, szczególnie dla Niziurskiego bliskie, urodził się i mieszkał w Kielcach , uczył się w gimnazjum imienia Jędrzeja Śniadeckiego , potem mieszkał w Ostrowcu Świętokrzyskim. Właśnie w  „Klubie włóczykijów” widać jaką miłością darzy kraj swojego dzieciństwa , jaki ma sentyment do tamtych stron i jaką wiedzę na ich temat. Wiedzę , którą przyswoiłam nie wiedząc kiedy ,jak Kornel uczący się w trasie. Było mi może łatwiej trochę niż osobom , które nigdy nie widziały Gór Świętokrzyskich , miałam szczęście spędzić na tamtych terenach trochę czasu i dobrze pamiętam szum  lasów jodłowych , który opisywał Żeromski .
Według mojej oceny czas poświęcony na przeczytanie” Klubu włóczykijów” nie jest czasem straconym a co się człowiek nauczy to jego.