Platówna Stanisława – Zakamarki 113/2009

  • Autor: Platówna Stanisława
  • Tytuł: Zakamarki
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Seria: seria z Typkiem
  • Rok wydania: 1958
  • Nakład: 30253
  • Recenzent: Anna Niklewska

LINK Recenzja Izy Desperak
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Powieść ta zaczyna się jak klasyczne kryminały Agathy Christie. Cichy pensjonat na obrzeżach miasteczka, ograniczona ilość bohaterów głównych, rodzina, krewni i znajomi królika którzy przyjechali spędzić lato razem.

I tu kończy się podobieństwo — jest koniec lat 50-tych ubiegłego wieku, rzecz dzieje się w Polsce, osoby zamieszkujące pensjonat p. Magdaleny gdzieś na trasie pociągu relacji Poznań-Warszawa, to osoby które przeszły piekło II wojny światowej w sposób w który rzadko który Anglik by się spotkał.

Ginie młoda dziewczyna, w pierwszym odruchu wydaje się to być samobójstwo osoby która nie może się odnaleźć w powojennej rzeczywistości po koszmarze obozu koncentracyjnego.

Do akcji wkracza porucznik Łoza z Komendy Powiatowej „rosły blondyn o przyjemnej, chłopięcej twarzy (str.49), on też wydaje się być przekonany, że to klasyczne samobójstwo, jak zresztą wszyscy mieszkańcy pensjonatu „Zacisze”.

Jedynym który ma wątpliwości, jest znajomy właścicielki, profesor Niemand: prawnik, psycholog z wykształcenia z zamiłowania kryminolog. Pomagał już przed swoją policji rozwiązywać sprawy z pozoru nierozwiązywalne czasami węchem i niezawodną intuicją. Profesor znał ofiarę i nie mógł się pogodzić z werdyktem o samobójstwie. Zabiera się podobnie jak Poirot za pomocą portretu psychologicznego do ustalania sprawcy zabójstwa, bo już wiadomo, że to zabójstwo.

Wychodzą na jaw grzeszki, powikłania i animozje wśród mieszkańców pensjonatu. Profesor węszy i przesłuchuje. Porucznik Łoza prowadzi własne śledztwo i doprowadza do aresztowania w jego mniemaniu winnego. Profesor który raczej czuje niż wie, że to nieodpowiednia osoba została osadzona w więzieniu jeszcze bardziej wzmaga wysiłki w znalezieniu prawdziwego morderczy.

No i tu całkiem ciekawie prowadzony kryminał siada, bo już nawet średnio rozgarnięty czytelnik w mniej więcej 150 stronie zorientuje się kto i dlaczego zamordował w wybitny kryminolog miota się aż do końca, który jest nudny, sztampowy i przewidywalny.

Najciekawszy dla mnie był opis sklepu wiejskiego, całego nie będę cytować:” Powodzeniem cieszyły się owe połyskliwe butelki z czerwoną kartką; w dnie gdy sprzedaż wódki była zakazana, sprzedawano wiele butelek owocowego wina” (str 108).

Jeszcze jedna ciekawostka chyba znamienna dla tamtych czasów. Jeden z głównych bohaterów określany jako starszy pan, – dowiadujemy się, że ma aż 45 lat!.