Edigey Jerzy – Pensjonat na Strandvägen 161/2009

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Pensjonat na Strandvägen
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Seria: wyd. III
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 100150
  • Recenzent: Ewa Helleńska

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Iwony Mejzy
LINK Recenzja Wiesława Kota

POLACY  W SZWECJI  CZYLI  ZBRODNIA  W PENSJONACIE

„Pensjonat na Strandvägen” Jerzego Edigey’a to kryminał pod pewnymi względami niezwykły. Nie jest to typowy „milicyjniak”, bo akcja powieści toczy się w Szwecji i śledztwo prowadzi szwedzka policja.  Poza tym mamy tu dwóch narratorów – relacja odautorska przeplata się z fragmentami zapisków prowadzonych przez jednego z bohaterów, uczestnika przedstawionych wydarzeń.  Jest tu także polski wątek, dość wyraźny.  Ale po kolei.

Tytułowy pensjonat znajduje się na południu Szwecji, w miejscowości Lomma, niedaleko Malmö.  Jest to pensjonat niewielki i raczej luksusowy, ze względu na wysokie ceny gośćmi są ludzie zamożni.  I oto już na początku powieści mamy pierwsze morderstwo – zostaje zamordowana pani  Maria Jansson – jedna z najbogatszych osób w Szwecji, wdowa, współwłaścicielka ogromnej i świetnie prosperującej firmy handlowej. Okoliczności jej śmierci budzą wątpliwości i dopiero po pewnym czasie okazuje się, że ślad prowadzi w przeszłość. Wszystko wskazuje na to, że pani Marii nie zamordowano z chęci zysku.  Pani Maria była – jak się okazuje – Polką z pochodzenia, byłą więźniarką obozów w Oświęcimiu i Ravensbruck, która po wojnie przebywała w Szwecji na leczeniu. Tu wyszła za mąż i to dzięki jej talentom handlowym (trudno w to uwierzyć) mały sklepik jej męża stał się ogromną i świetnie prosperującą firmą. Wiele wskazuje na to, że Maria rozpoznała w kimś dawnego zbrodniarza wojennego. Wkrótce zamordowano jeszcze dwie osoby.  Powstaje wiele pytań, w śledztwie przeszkadzają dziennikarze z miejscowych szmatławych i żądnych sensacji czasopism, ale młodemu oficerowi szwedzkiej policji udaje się – pomimo trudności – rozwikłać zagadkę i doprowadzić do jej rozwiązania, dość nieoczekiwanego.

Akcja powieści toczy się w latach sześćdziesiątych XX wieku, w czasach istnienia żelaznej kurtyny.  Jak wynika z powieści, wiedza wielu Szwedów o Polsce jest niewielka.  Język polski nie jest rozpoznawany,  a obozowy numer wytatuowany na ręce pani Janssen budzi zdziwienie niektórych osób, które nie wiedzą, o co chodzi. .
W pewnym momencie okazuje, że w Lommie mieszka od lat Polak, który pojawił się tam zaraz po wojnie. Mieszkańcy niewiele o nim wiedzą i uważają go za dziwaka. „Jest taki biedny, że nawet nie ma telefonu” – mówi o nim pokojówka z pensjonatu. Jak się okaże później, nie był on wcale taki biedny, a telefon nie był mu po prostu potrzebny. Głupiutka i naiwna Lilljan w dość szczególny sposób wyraża się także o innych zwyczajach starego Polaka:
„…w niedzielę ryb nie łapie. Zawsze ubiera się w swój najlepszy garnitur i o dziesiątej jedzie do Lund. Do katolickiego kościoła.  Nasz pastor nieraz chciał go nawrócić na prawdziwą wiarę, ale ten człowiek woli widocznie tkwić w rzymskich zabobonach.  W Lund widuje się z innymi Polakami.
– Pani Jansson również w niedzielę jeździła do Lund?
– Nie.  Pani Jansson była dobrą Szwedką, chociaż pochodziła z Polski.  Co prawda do żadnego kościoła nie chodziła, ale kiedy dwa lata temu rada kościelna zbierała na reperację dachu, pani Jansson dała czek na pięćset koron.  Najwięcej z całej Lommy.
– A na katolicki kościół też dawała? – zapytałem.  Ledwie mogłem powstrzymać się od śmiechu słuchając rozumowania dziewczyny.
– Ja tam nie wiem. Niech pan zapyta księdza z Lund. U nas nie zbierali.
– Może ich dach nie przecieka? – zauważył pan Dalin.
Teraz już wszyscy się roześmieli.”

Tajemniczy Polak bez telefonu to druga z kolei ofiara mordercy. Pod koniec śledztwa w Lommie pojawia się przedstawiciel polskiej ambasady.

„Polak, i to z ambasady.  Ciekawe!  Najwidoczniej chce wtrącić się do śledztwa.  Ale po co?  Przecież i pani Jansson i Trzecieski byli obywatelami szwedzkimi, więc Polacy nie mają prawa wścibiać tu swojego nosa.  Ci ludzie wybrali wolność w naszej pięknej Szwecji i ambasada komunistycznego państwa nie ma tu nic do gadania. To jest ingerencja w wewnętrzne sprawy szwedzkie.  Mam nadzieję, że Magnus Torg wytłumaczy temu panu, żeby najbliższym pociągiem wrócił do Sztokholmu.
– On doskonale mówi po szwedzku. A jaki przystojny! – zachwycała się Lilljan. –  (…) A jaki elegancki. Takiego garnituru nie kupi się nawet w „Domusie” czy w „Nordiska”.
Ci komuniści umieją robić propagandę. Nie ma co! Ledwie przyjechał, a już ta dziewczyna jest po jego stronie.”

No tak, zaczynają nas chwalić. Autor tych słów też przyzna po chwili, że przedstawiciel polskiej ambasady to miły i inteligentny facet.

Trzeba jednak powiedzieć, że i w Szwecji nie wszystko jest idealne. I nie mam tu na myśli szwedzkiego obywatela, który okazał się zbrodniarzem.  W Lommie często psuł się telefon.