Kapitan Żbik – Diadem Tamary 88/2009

  • Autor: Kapitan Żbik
  • Tytuł: Diadem Tamary
  • Wydawnictwo: Sport i Turytyka
  • Seria: Kapitan Żbik
  • Rok wydania: 1968
  • Nakład:
  • Recenzent: Igor Wojciechowski

Okładka do Diademu Tamary to niebywały skandal. Milicjant walczący z bandytą to nie milicjant! Dlaczego? Ponieważ nie ma czapki. Rysownik komiksu Grzegorz Rośinski przedstawił na okładce milicjanta (konkretnie Żbika) obezwładniającego przestępcę bez czapki. Oczywiście zaginęła w ferworze walki. Ale jak na tamte czasy to zakrawało na skandal. I myślę, że takowym było.


Diadem Tamary to pierwszy narysowany komiks przez znanego grafika Grzegorza Rośinskiego i nie powiem by mnie zachwycił. Komiks jest niedopracowany zarówno pod względem graficznym jak i fabularnym.
Nie dosyć, że opowieść wyraźnie kuleje na dwie nogi, nie jest  wiarygodna (chociaż to właśnie jest urokiem tych komiksów), to mamy jeszcze do czynienia z bandytami, którzy są kompletnymi debilami, a sam Żbik swoją inteligencją dorównuje im kroku. Fabuła jest licha jak włosy szefa bandy czyli prawie żadna. Grupa bandycka dokonuje napadu na zakład jubilera, gdzie pieniędzy jest tyle, że ledwo wystarczy na piwo jak stwierdza jeden z bandziorów. Ale rabującym nie chodzi o kasę, tylko o Diadem Tamary, który oczywiście kradną. Niestety mają pecha, bo jak to w tamtych czasach bywało ulicą obok jubilera przechodzi właśnie dzielnicowy i widzi biegnących kretynów z workiem w ręce!  Rozpoczyna się ostra jatka, w jej wyniku milicjant zostaje postrzelony i prawie umiera. Do sprawy wkracza sam kpt. Żbik poruszony do głębi tym, co wydarzyło się na mieście.  Po tygodniu otrzymuje informacje, że w okolicy Gorlic pojawili się podejrzani osobnicy i wyrusza na samotny bój. Tamże wchodzi do knajpy i od razu namierza trzech podejrzanych typów, a oni dostrzegają, że on ich obserwuje. Czy to nie jest nieco żenujące? Tak pokrótce można streścić tego Żbika.
Grzegorz Rośiński swoim rysunkiem tutaj nie zachwycił, ale uczynił to już w następnych Żbikach, to on przecież narysował Człowieka za burtą jednego z najładniej narysowanych komiksów. W Diademie Tamary nie wysilił się specjalnie, chociaż postacie są wyraźne to brakuje szczegółów, czasami rysunki są na pół strony z nie wypełnionym tłem.
Pamiętać jednak należy, że cykl o dzielnym milicjancie był raczej przeznaczony dla dzieci i jeżeli spojrzymy na to w ten sposób to ten Żbik spełnia wszystkie wymogi. Są pościgi, strzelanina no i jedna z najsłynniejszych walk kapitana Żbika na moście w górach podczas której razem z bandytą wpadają do strumienia. Pamiętam, że czytając jako dziecko ten odcinek byłem zachwycony. I oto chodziło.
Na końcu opowieści pułkownik zadowolony z przebiegu sprawy jednak musiał nieco skarcić  kapitana Żbika:
– A teraz muszę wam zmyć głowę, kapitanie. Zanadto brawurowaliście i mogło to się dla was źle skończyć.

Czy uwaga pułkownika Czeladki przemówiły do rozsądku kapitanowi? To trzeba sprawdzić samemu, tym bardziej, że następnym odcinkiem jest Wzywam 0–21.
Reasumując jest to bardzo dynamiczna opowieść, ale fabularnie płytka. Myślę, że twórcom chodziło głównie o akcje i pokazanie, że przestępcy to zawsze półinteligenci. Niestety nie zamierzenie uczynili półinteligentem także Żbika. W komiksie Żbik jest jeszcze bardzo młody i może jego amatorskie podejście do śledztwa wynikało z tego, że dopiero nabierał doświadczenia w pracy, a wiadomo, że nie matura, lecz chęć szczera zrobi z Ciebie oficera. Pamiętam taki kryminał bodajże Edigeya, że komendantem milicji w małym miasteczku był człowiek, który ukończył podstawówkę i walczył z maturą. Się chce, się ma.