Zeydler-Zborowski Zygmunt – Czarny mercedes – Pierwsza seta 93

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Czarny mercedes
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1989
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

Dzielny porucznik, blondynka i Bolek Malinka

Porucznik Downar to milicjant w krwi i kości. Gdy poznajemy go w powieści „Czarny mercedes” Zeydlera-Zborowskiego ma 32 lata. Dowiadujemy się także, że jest brunetem o wzroście 174 cm i służy od 1945 roku. Pracuje niestrudzenie i nawet urlop i zaplanowany wyjazd na miesiąc do Zakopanego nie jest w stanie przeszkodzić mu w prowadzeniu śledztwa.

W miarę zagłębiania się w kolejne strony utwierdzałem się jednak w przekonaniu, że coraz mniej interesuje mnie dochodzenie osnute wokół przemytu do Niemiec banknotów pięćsetzłotowych i szmuglowania z powrotem zegarków, a coraz bardziej wciąga życie prywatne Downara oraz próby penetracji warszawskiego półświatka. Wszystko to oczywiście bardzo powierzchowne i przez to śmieszne, ale jednak.

Seksualne wybryki
Downar już w pociągu poznaje pewną blondynkę, która wywiera na nim wielkie wrażenie. „Była ładna  i miała w sobie dużo kobiecego wdzięku”. Potem widzą się w Zakopanem, gdzie pojawia się pierwsza scena ocierająca się o…zgrozo o erotyzm. ”Podszedł do niej blisko. Objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Przegięła się w tył i zmrużywszy oczy i spojrzała na niego wyzywająco”. Oczywiście nie muszę wyjaśniać, że piękna blondynka okaże się jedną z osób zamieszanych w przestępcze konszachty, co zapewne zostało zapożyczone od Chandlera. Downar jednak chyba nie czytywał Chandlera (wtedy jeszcze nie tłumaczony) i brnął dalej kontynuując romans już po powrocie do stolicy. Oto, co wydarzyło się w mieszkaniu złowieszczej Hanki.” Objął ją mocno i całował do utraty tchu”. Na tym zdaniu tekst się urywa, po czym czytamy „Zbudził go blask wpadający przez nie zasłonięte okno”(…) Odwrócił się. Spała podłożywszy sobie ręce na głowę. Była zupełnie naga. Patrzył na nią z ogromną czułością. I tu niestety seks w „Czarnym mercedesie” kończy się. Nie ma ani jednego pożycia na tylnej kanapie tego dużego i znakomicie nadającego się do tego celu pojazdu.

Archetypy
Co ciekawe, po raz kolejny (po wartburgu  – patrz „Srebrzysta śmierć”) zbrodniarze posługują się autem w kolorze czarnym. Podobnie zresztą jak w tej wczesnej powieści Anny Kłodzińskiej, tak i tutaj głównym prowodyrem jest osobnik o obcym nazwisku, niejaki Herbiger, Austriak zresztą. Od razu wiadomo, że takie nazwisko musi nosić czarny charakter. Na korzyść autora przemawia jedynie fakt, ze postać ta pojawia się dosyć późno.
Archetypem jest także niestety nieustanny splot przypadków maskujący brak dobrze opracowanej intrygi. Prawie za każdym razem fabuła popychana jest do przodu za sprawą zbiegu okoliczności. A to Downar spotyka kogoś znajomego na ulicy, na to wieczorem na bocznicy kolejowej, a to przez przypadek słyszy jakieś ważne dla śledztwa nazwisko.

Mocny drugi plan
„Tego dnia kapitan Walczak był niezwykle roztargniony. Zapomniał zakręcić kran w łazience, ogolił tylko pół twarzy, przy śniadaniu wsypał do herbaty soli, a chleb zamiast masłem posmarował musztardą. Wychodząc zaś z domu do granatowej jesionki włożył milicyjną czapkę.”

Ciekawy okaz z tego Walczaka. Całe szczęście oficer ów posiada żonę. I chyba tylko temu należy zawdzięczać, że nie uległ śmiertelnemu wypadkowi we własnym mieszkaniu  np. nie udusił się podczas zawiązywania krawata. Walczak jednak dzielnie bryluje przez kilka rozdziałów, zastępując w śledztwie Downara, gdy ten, niesłusznie oskarżony musi zejść do podziemia czyli na Wolę. Poza tym nie zapominajmy, że Walczak nie jest przeciętnym milicjantem. To melonam. ”Walczak drapał się za uchem. Wydął różowe policzki i cicho pogwizdywał arie z „Poławiaczy pereł”

Knajacka dzielnica
Najciekawszy fragment powieści to rozdziały, w których Dowanr ukrywa się u swojego kumpla z powstania, a obecnie drugorzędnego bandziora, niejakiego Bolka Maliny, który ratuje go w potrzebie, a następnie….pomaga w śledztwie. Wprawdzie stylizacja językowa na gwarę marginesu pozostawia wiele do życzenia : ”- Nie widzisz, że szpicel – odezwał się glos z boku. W bebech go”, ale widać, że Zeydler stara się oddać koloryt okolic ulicy Brylowskiej i udało mu się takie zdanie: ”Weszli w ciemną, cuchnącą bramę. Woń smażonej słoniny mieszała się tu z wyziewami podwórzowej ubikacji”.

Wspomina się osiedlowych mordowniach: „Przetrącę coś w „Zielonej” albo na Okopowej w „Młynowie”. Pojawia się także „Rejonowa”. Zdaje się, że żaden ze wspomnianych lokali już nie istnieje. Z obiektów które zniknęły z mapy miasta warto jeszcze wymienić kino „Reduta”. Downar ukrywał się w nim na seansie komediowym. Niestety nie wiemy, co oglądał. Jedyną gazetę, o której się wspomina jest „Express Wieczorny” czytywany przez Downara. Przypominam, że w „Srebrzystej śmierci” mieliśmy „Kurier Polski” i „Życie Warszawy”. Mówi to bardziej o autorach niż czasach, gdyż akcje obu powieści rozgrywają się w Warszawie w końcu lat 50-tych.

Obok Bolka Maliny poznajemy jego kobietę Felę, która jest opisywana jako piękność przystawiająca się do Downara (ach ten zniewalający urok porucznika) „Chodź, Stefan, chodź…szeptała, tuląc się do niego.-Nie bój się, Bolek nie wróci, aż do nocy. Zamknęłam drzwi na łańcuch”. Nie musimy chyba dodawać, że Downar nie uczył kumplowi świństwa. Odnosi się wrażenie, że Downar jest pierwowzorem porucznika Borewicza.

No i rzecz nie bez znaczenia. Chyba po raz pierwszy udało się przemycić w polskim kryminale wulgaryzm. „Gdzie się szlajała ta kurwa? – pyta Bolek Malina Downara. Pamiętajmy, że był rok 1958.
Realia

Okazuje się, że warszawami można było dosyć skutecznie gonić mercedesa, mimo, że ten mógł gnać ponad dwieście na godzinę.” –Tym karawanem nie dogonimy mercedesa. To nowoczesna, sześciocylindrowa maszyna. Pociągnie 240. – Ale nie na naszych drogach. Tu trzeba asfaltu”.

Jak zwykle pojawiają się narzekania na telefony publiczne i taksówkarzy. Telefony często zepsute, a taksówkarze to cały czas chamy. „Szofer obrzucił go wrogim spojrzeniem. Chwileczkę, gdzie pan chcesz jechać. – Na dworzec. –Na dworzec nie jadę. Jadę na Służewiec. Downar poczuł jak krew uderza mu do glowy”. Może po prostu porucznik pomylił taksówkę z autobusem? Żarty na bok. Milicjant wyciągnął legitymację i w trymiga załatwił sprawę. A telefony? Proszę bardzo. ”Mimo jednak usilnych starań nie mógł połączyć się z zepsutego automatu, który uparcie zwracał pięćdziesięciogroszówki”. Nie to co teraz, kiedy taksówek jak psów, a i telefonów czynnych nie brakuje. W powieści pracują zaś bez wytchnienia te na biurkach i w komisariatach policji. I jest ich tam dużo. ”Telefony wyglądają jak stado czarnych żółwi”. Porównanie godne Chandlera. I żeby już telefonicznie zakończyć. Oto co zgłaszano na dyżurce: ”Bójka na rogu Targowej i Wileńskiej.(…) Awantura w restauracji na Mokotowie.(…) Jakaś kobieta z Wolskiej uciekła przed pijanym mężem. Na Żelaznej chuligani napadli na kierowcę taksówki. W barze na Chłodnej pijak pchnął nożem kelnera. Na Wierzbnie zamordowano prostytutkę. I tak ciągle” Liczba zabójstw była w głębokim socjalizmie wyższa niż obecnie. Teraz nie padają w Warszawie dwa trupy dziennie, a już na pewno nie ciągle.